Po 13 latach życia Mona odeszła do Krainy Wiecznych Łowów. Mimo zabiegów weterynaryjnych i leków nowotór wygrał walkę o jej życie.
Zapamiętam jej zaciekawione spojrzenia pistacjowych oczu wśród czeluści czarnej sierści o rudawym zabarwieniu, dostrzegalnym jedynie pod intensywnym światłem. Mona miała bardzo łagodną w dotyku sierść, podczas gdy ja przywykłem do szorstkiej sierści u innych kotów. Niemal do końca potrafiła zmotywować się do zabawy, pomimo jej zaawansowanego wieku, a także choroby. Nie pozwalała nikomu obcinać swoich pazurów, więc dla mnie zawsze pozostanie małym, lecz tylko częściowo cywilizowanym potworkiem, albo demoną. W końcu bała się wychodzenia z mieszkania, nie licząc okresu rui, czasu przygód. Mimo wszystko, u weterynarza kot potrafił pokazać pazury, przebijając zaufane rękawice spawalnicze osoby, co przed chwilą niewzruszona próbowała przytrzymać kota gołymi rękoma.
Mam też nieodparte wrażenie, że obecność Mony przyczyniła się do braku myszy w domu. Początkowo co prawda udało jej się parę upolować i na tym się skończyło. Niestety, upolować oznaczało zazwyczaj złapać, bo mysz w rezultacie konała i należało ukrócić jej cierpienie.
Wraz z mijającym czasem coraz bardziej zyskiwałem ufność. Nauczyłem się też pewnych sztuczek do komunikacji. Był to taki rodzaj wspólnego języka, albowiem na ludzkie komendy reagowała głównie uszami. Spojrzenie i gesty wnosiły więcej do zrozumienia. Kot potrafił wykorzystywać różnicę w byciu w towarzystwie, a bez nadzoru. Jak coś się stłukło, to prostą metodą wskazania winnego był fakt obecności kota - jeżeli uciekł, to jego wina; jeśli wścibsko przybiegł, to co innego było winne. Mona należała do osobników, co nie wyjadają z talerza jedzenia. Była jednak czasami zainteresowana, co tam takiego jest jedzone, lecz po powąchaniu traciła zainteresowanie, lub bardzo rzadko czekała, czy ktoś się z nią podzieli.
Mona miała parę etapów prośb, jeśli przykładowo miska opustoszała. Pierwszym było cierpliwe czekanie, aż zostanie uzupełniona. Następnie podchodziła dość blisko człowieka i siadała, spoglądając w oczy, gdy ten patrzył w jej ogólnym kierunku. Jeśli była ignorowana, to szturchała łapą (po udzie osoby siedzącej i bez pazurów). Gdy traciła cierpliwość, to miałaczała. Jeśli natomiast nikogo nie było w domu, a była głodna, to udało jej się otworzyć drzwiczki od szafki i zrzucić pudełko, rozsypując karmę po podłodze. Generalnie, Mona potrafiła prosić o uzupełnienie miski, nawet jeśli w następstwie nie jadła, a chodziło prawdopodobnie o sam zapas. Były też inne prośby, chociażby o puszczenie wody w kranie wanny, a także o podniesienie do lub wypuszczenie z pawlacza.
Kotka nie była pierwszym zwierzęciem w domostwie - znalazło się tu też wiele innych zwierząt, w tym papugi faliste (Sonia i Oskar) i świnki morskie, czy raczej kawie domowe (Kubuś i Pusia). Wliczając zwłaszcza do tego moje doświadczenia z innymi zwierzętami nauczyłem się, że tak na prawdę przeciętny człowiek jest jednym wielkim hipokrytą. Nie jest aż taki unikatowy, jak go uczą. Zwierzęta też mają swoją świadomość, czują ból i potrafią krzywdzić inne na różne sposoby, a nawet prowadzić wojny w zakresie własnego gatunku.
Po tej wielkiej stracie w domu nastało uczucie pustki i smutku, pogłębione przez chłodną atmosferę jesienną i zbliżający się dzień zmarłych (czy raczej Wszystkich Świętych). Nie będzie już budzenia mnie przez Monę, kiedy to za długo śpię w dni wolne. Nie będę też mógł przywołać jej moim wzrokiem, lub intrygującym kota zapachem nogawek po pracy. Wszystko to podkreśla rzeczywisty wpływ Mony na nasze życie. Niech jej wieczne łowy udanymi będą.
Galeria ze zdjęciami Mony jest dostepna tutaj.
|