PRZEDMOWA
Gatunek ludzki próbuje dowieść swoich walorów na galaktycznej scenie pośród różnych gatunków istot rozumnych. Szykująca się wojna będzie najlepszym polem do popisu.
WSTĘP
Znajomy kiedyś wspomniał mi o takiej grze w realiach science fiction, gdzie w ramach wojskowych misji ląduje się na obcej planecie i wykonuje zlecone zadania w jakiejś mieścinie. Gra miała widok z trzeciej osoby. Te dwie połączone cechy wykreowały mi obraz przerośniętej postaci w rycerskiej zbroi przekształconej w futurystyczny pancerz, z masywną, pełną bajerów bronią, ganiającej po jakichś małych zadupiach na obcej planecie i gadającej ze śmiesznie wyglądającymi stworami, które nie doszły technologicznie do czegoś takiego jak wytarzanie sobie ubrań. Podsumowując – stwierdziłem, że nie będzie to gra, która klimatem mi przypasuje. Myliłem się - przynajmniej częściowo. Swoją przygodę zacząłem od drugiej części serii.
FABUŁA
W XXII wieku ludzie znajdują tajemnicze ruiny na Marsie, wskazujące na obecność zaawansowanej cywilizacji w dalekiej przeszłości (dziesiątki tysięcy lat wstecz). Po dłuższym czasie odkrywają, że Pluton tak naprawdę jest Przekaźnikiem Masy - sporym obiektem służącym do szybkiego (prędkość wprawiająca współczesnych naukowców w inkontynencję - hah, nawet mój słowniczek w OpenOffice się zdziwił, że wyłowiłem takie mądre słowo z Wikipedii) transportu wewnątrz Drogi Mlecznej. Rasa ludzka zaczyna kolonizować zakątki galaktyki do czasu, gdy jeden z przekaźników masy wpieprza ich w nie-aż-tak-długą
„Wojnę Pierwszego Kontaktu” z cywilizacją turian. Żadna ze stron nie jest w stanie przejąć inicjatywy na długo i po pewnym czasie sprawę odkrywa Rada, która interweniuje w celu zakończenia działań wojennych obu ras. W wyniku tego ludzie zostają przyjęci do galaktycznej społeczności. Rada jest galaktycznym aparatem rządzącym składający się z... trzech osób... czy tam kosmitów. Przynajmniej nie mają problemów z pensją dla nich. Niestety, ludzie na początku nie mają szansy dostać tam własnego stołka. W dodatku Rada nie jest jedynym istotnym graczem w galaktyce - istnieje bowiem czarna strefa w Systemach Terminusa, gdzie generalnie panuje mniejsza lub większa anarchia.
MASS EFFECT 1
Początkowo, w pierwszej części serii, walkę prowadzi się dosyć topornie. Przy cięższych poziomach trudności odczuwamy, że nasz bohater nie jest aż taki elitarny, a przeciwnicy mają przewagę chociażby w celności z broni (przynajmniej na poziomie trudności, na którym ja grałem). Jak się okazuje, celność zależy od punktów umiejętności, które można przydzielić dla danego rodzaju uzbrojenia. To samo dotyczy mocy - czym więcej punktów, tym dłużej trwają i są silniejsze. Do momentu wyexpienia podstawowych umiejętności nie będzie kozakowania na polu walki. W tej części gry użytych jest parę rozwiązań, które znikają w kolejnych częściach. Najważniejszą rzeczą jest mechanika broni – pociski są tak małe, że praktycznie nie mamy na nie limitu ilości. Tym, co zastępuje tę funkcję w balansowaniu broni jest przegrzewanie się. Długi ogień ciągły spowoduje, że broń się przegrzeje i będziemy musieli odczekać istotną w walce część czasu na jej ochłodzenie. Czym ona mocniejsza, tym szybciej się przegrzewa. Na szczęście uzbrojenie można polepszać o dodatkowe mody, które mogą poprawić wybrane parametry, w tym mody rodzaju amunicji. Dotyczy to zarówno broni, jak i pancerzy, mających również swoje poziomy (od I do X). Oprócz broni palnej mamy także różnego rodzaju granaty – w tej części gry, lecą one poziomo i wyglądają jak dyski. Ma to swoje zalety, jak większy zasięg o zwiększona przewidywalność toru lotu. Jednak o rzucaniu z odbiciem o ściany, lub za wysoką przeszkodę można zapomnieć – a jest to dosyć użyteczna cecha granatów na polu bitwy, dlatego w kolejnych częściach do niej wrócili. Jest też możliwość uderzenia bronią w przeciwnika.
Bronie ogólnie dzielą się na 4 rodzaje: pistolety, strzelby, karabiny oraz karabiny snajperskie. Nie każda klasa może mieć umiejętność ich używania, co nie znaczy, ale może je i tak używać. Innymi umiejętnościami (skillami) są moce, których ilościowo nie brakuje. Dzielą się one na 3 rodzaje (chociaż te rodzaje nie są widoczne) – moce bojowe, techniczne oraz biotyczne (często związane z fizyką/grawitacją). Te ostatnie to nic innego jak odpowiednik magii, albo mocy znanej z uniwersum Star Wars. Od wyboru klasy zależy, z którego zbioru moce otrzymamy. Klas postaci jest dokładnie 6,
a ich wybór powinien być uzależniony od preferowanego stylu gry:
- żołnierz (bojowa) – najpopularniejsza,
- adept (biotyczna) – bardziej wsparcie,
- inżynier (techniczna) – także wsparcie,
- szpieg (bojowa + techniczna) – tutaj zaczynają się kompromisy,
- strażnik (biotyczna + techniczna) – kolejny kompromis,
- szturmowiec (biotyczna + bojowa) – tą miałem najwięcej rozrywki.
Gra daje też na początku możliwość skonfigurowania głównego bohatera – jego płci, wyglądu twarzy, pochodzenia.
Mass Effect fabularnie wciąga stopniowo. Oprócz głównej fabuły, są także liczne misje i zadania poboczne. Jest duża swoboda w ich wyborze, oraz decyzjach jakie podejmujemy w trakcie ich wykonywania. Na niektórych planetach możliwe są zrzuty transportera opancerzonego z działem zwanego Mako. Wtedy oczom naszym okazuje się duży obszar terenu, który możemy odkrywać. Niestety, poboczne lokacje mają tutaj pewien powtarzalny schemat i jak ktoś ma zamiar wszystkie przejść, to mogą mu się one wizualnie znudzić – tak samo jak jazda Mako po stromych zboczach. Efekt dotyczy budowli, bowiem planety są BARDZO urozmaicone graficznie. W całej serii do każdej misji musimy wybrać do swojego oddziału dwóch dodatkowych towarzyszy. Często możemy słuchać ich komentarzy lub rozmów w trakcie wykonywania zadań. Relacje z towarzyszami w ciągu całej serii naprawdę mocno się zacieśniają. Z niektórymi można nawet romansować, w wyniku czego otrzymamy pewną... nagrodę. Niektórzy natomiast mogą zginąć na wybranych misjach. Generalnie w grze jest dużo sytuacji, gdzie od nas zależy decyzja, czy osoba z którą rozmawiamy i się spieramy, nie skończy czasem w grobie. Ta gra jest zresztą nastawiona na podejmowanie (niewygodnych) decyzji i przeżywania ich skutków. W każdej kolejnej części można importować profil z poprzedniej części. Dialogi są natomiast robione w filmowym stylu i stwarzają satysfakcjonujące wrażenie, zwłaszcza, że to Ty decydujesz, którą opcję dialogową wybierasz.
MASS EFFECT 2
Drugą część trylogii przeważająca część graczy uważa za najlepszą. System walki znacznie zwiększył dynamikę, chociaż bardziej skupia się na używaniu osłon (z wyjątkiem klasy szturmowca, który zyskuje moc biotycznej szarży). Nie ma już modyfikowania broni ani ich poziomów, a dodatkowe typy amunicji przeszły do tabeli mocy. Towarzysze mają (bez płatnego dodatku wydanego później) tylko 2 pancerze, z czego ten drugi odblokowuje się po uzyskaniu przez sprzymierzeńca lojalności. Wszystkie bronie mają też thermal clipy, które trzeba zbierać po okolicy, bo inaczej braknie nam „amunicji”. Niby dla lepszego wrażenia przy walce. Dodano także klasę pistoletów maszynowych. Oprócz postaci żołnierza, można używać tylko 2 z 5 rodzajów broni, w zależności od wybranej klasy. Dochodzą też bronie ciężkie, które bierzemy ze sobą.
Lokacje stały się mniejsze, a jednocześnie masywnie zyskując walory wizualne. Illium jak dla mnie jest najładniejszą lokacją w całej serii. W tej części możemy uzbierać najwięcej towarzyszy, a misje poboczne mają lepsze tło fabularne. By uzyskać niektóre polepszenia, najpierw musimy nazbierać odpowiednią ilość surowców. Część można zbierać na misjach, ale większe ilości można szukać z orbity planet. To kolejna minigra podobna do tej do hackowania, jednak aby stać nas było na wszystkie polepszenia, to trzeba nieźle się narobić. I nie, to nie jest fajne.
W tej części mamy jakby większą swobodę dotyczącą co robimy, ponieważ statek staje się mniej wojskowy, a bardziej prywatny. Do dialogów doszły też pewne przerywniki, które możemy zainicjować jak postać ma odpowiednią ilość punktów paragon lub renegata.
Mass Effect 2 ma dużo (płatnych) dodatków, jednak rzeczywiście warto jest zagrać w te fabularne, a zwłaszcza Lair of the Shadow Broker. Uważam jednak, że przesadzili z dodatkami dotyczącymi nowych broni i pancerzy – to takie wyciskanie kasy od graczy. Może być to związane z polityką Electronic Arts, która już sobie wyrobiła na świecie anty-sławę. Taka opinia się pojawia, kiedy ktoś został „wychowany” za czasów, gdy gry były otwarte na modyfikacje i nie karało się za to graczy. W tej części dochodzi też DRMwymagający połączenia z Internetem.
MASS EFFECT 3
W tej części twórcy próbowali wziąć najlepsze atrybuty z dwóch poprzednich, jednak nie do końca wszystko im wyszło. Można też dodać, że mieli oni problem z dokończeniem gry w terminie, więc w wyniku pójścia na skróty niektóre elementy ucierpiały. Jest to także moim zdaniem najmroczniejszy Mass Effect. Co prawda, trzeba się bardziej wczuć w sytuację panującą w galaktyce, widać jak ona oddziałuje na jednostki. W tej części podejmujemy decyzje grubszego rozmiaru i widzimy ich efekty. Oryginalne zakończenie było niejasne i nie skupiało się na wszystkim, co gracze chcieliby się dowiedzieć, dlatego wydano darmowy dodatek zwany Extended Cut, który polecam. Jest także jeszcze jedno ciekawe DLC, mianowicie Citadel – jedyny dodatek zrobiony bardziej żartobliwie.
Walka moim zdaniem stała się trochę wolniejsza, o ile mówimy o kampanii jednego gracza, bowiem multiplayer to inna sprawa. Mody broni wróciły i teraz przekładają się także na jej wygląd. Dodano też wiele efektów graficznych i dźwiękowych do różnorodnych mocy, w tym eksplozje związane z łączeniem różnego rodzaju ataków. Walkę wręcz rozwinięto trochę bardziej, mamy lekki atak i ciężki atak, a także wyciągnięcie przeciwnika (nie każdego się da) za przeszkodę i zabicie go w specjalnej animacji. Ciężkich broni już nie nosimy, ale można znaleźć je w niektórych miejscach na poziomach. Pojazdów już właściwie nie ma, oprócz możliwości sterowania mechem. Czasem natomiast można zasiąść za stacjonarnym działkiem.
Grafika poszła do przodu, co widać zwłaszcza w detalach twarzy, ale niestety w ramach optymalizacji widać miejscami tekstury i modele niskiej jakości. Nie każdy jednak zwróci na to uwagę. Większość lokacji jest mimo tego estetycznie wykonana i zjawisko małych obszarów znane z Mass Effect 2 trochę zanikło. Nadal szkoda, że nie wrócono do systemu pancerzy z pierwszej części. Wyrzucono właściwie element minigier, nie licząc prostej eksploracji planet. Ścieżka dźwiękowa wyszła jeszcze ciekawiej niż poprzednie.
Jedyne poważne uwagi miałbym do zakończenia, ale nie mogę o tym pisać, bo nie chcę zepsuć zabawy tym, którzy jeszcze do tego momentu nie doszli. Nie do końca jest ona zgodna z moimi upodobaniami. Mass Effect 3 ma bardzo dużo dialogów. Nie widać tego w momencie, jak się przechodzi tylko na jednej postaci. Jak się kilka razy przejdzie, wypróbuje różne opcje i różne profile z poprzednich części, to widać, że naprawdę jest to coś niesamowitego. Ah, i najgorsza rzecz... Gra wymaga aplikacji Origin. Nie mam dobrej opinii na temat tego programu.
Ostatnią sprawą, do której chciałem się odnieść do tryb rozgrywki sieciowej. Nie ma serwerów dedykowanych, ale gracze sami stawiają lobby na maksymalnie 4 graczy. Jak będzie problem z komunikacją gracz-serwer (EA) albo gracz-host (czyli inny gracz), to nie dostanie się ani kredytów, ani punktów doświadczenia, a zmarnuje się przedmioty jednorazowe. Ma to zniechęcać do celowego rozłączania się w środku rozgrywki. Sama rozgrywka natomiast polega na tym, że trzeba przeżyć 11 fal. Na 3., 6. oraz 10. są do wykonania zadania, za które dostaje się dużo kredytów. W ostatniej fali trzeba poczekać na ewakuację. Brzmi banalnie, ale daje dużo rozrywki. No i walka jest znacznie trudniejsza, niż w kampanii pojedynczego gracza. Kupowanie w sklepie przedmiotów (żeby np. odblokować bronie, albo je wylevelować) działa na zasadzie losowości. To jest bardzo frustrujące, jak kupi się 10 paczek i nie dostanie się żadnej broni najwyższego poziomu. W grze brakuje też paru rzeczy, jak konsoli komend, czy też konfiga do ustawień graficznych (można pogrzebać w plikach gry, ale ich modyfikacja grozi permanentnym banem, jak ruszy się złą rzecz). Nie ma także czatu (tego pisemnego), a nawet ustawień graficznych, które trzeba zmieniać w aplikacji sterownika! Widać, że ta gra ewidentnie jest ukierunkowana na konsole, zwłaszcza na XBox 360, mimo tego, że dużo twórców gra na komputerach w domu.
PODSUMOWANIE
Trudno mi w tej chwili powiedzieć, która z trzech części była najlepsza. Każda ma coś szczególnego. W całości daje mi niezapomniane przeżycie. Pierwsza część miała element mikroekonomii oraz wciągający główny wątek, druga piękne lokacje i dynamiczne walki, natomiast trzecia silną ścieżkę dźwiękową, mocne scenki (w tym więcej smutnych) oraz tryb kooperacji. Faktem jest, że Mass Effect posada ogromną grupę fanów – może i są wybredni i marudni – ale ilość i jakość prac miłośników świadczy o ich oddaniu temu uniwersum. Sami twórcy gry zadbali o rozszerzenie kanonu o książki, komiksy oraz zewnętrzne aplikacje. Powstał nawet film anime (Mass Effect: Paragon Lost), a Legendary Pictures ma zamiar wydać do kin ekranizację pierwszej części gry w latach 2018/2019. Mam nadzieję, że wyjdzie to w ten sam sposób, że ze sceptyka w stosunku do samej gry przerodziłem się w jej fana.
WIĘCEJ OBRAZKÓW
1. Mass Effect.
2. Mass Effect 2.
3. Mass Effect 3.
|